<- Dzień drugi Do strony głównej Do galerii fotek Dzień czwarty ->

Swoje uwagi, krytykę lub zachwyty wpisz do Księgi Gości.
(jej przeglądanie na mojej stronie głównej)

4 maja 2007 – dzień trzeci

Piątkowy poranek tuż po śniadaniu nacechowany był zdesperowanym pościgiem za panią Wiesią. Jej telefon nie odpowiadał, nie wiedzieliśmy gdzie jest hotel, w którym miała mieć dyżur, a chcieliśmy koniecznie zapisać się na kolejne atrakcje. Podczas gdy Janek poszedł szukać Wiesi na tak zwany „węch”, my wypatrzyłyśmy ją z balkonu wchodzącą do naszego hotelu. Na rzucony sygnał ruszyłyśmy z Luckiem w pościg, Wiesia została „osaczona”, a rezerwacje wycieczek na niedzielę i poniedziałek dokonane.

Duża panorama ->
Masca
zagubiona wśród gór.

Mogliśmy wyruszyć w kolejną trasę. Wcześniejszy plan zakładał podróżowanie wschodnim wybrzeżem wyspy, ale wioski Masca nie chcieliśmy zostawiać na bliżej nieokreślony czas i to od niej postanowiliśmy rozpocząć teraz wycieczkę. Zapakowani w naszego Seata wyruszyliśmy.

Etap 1 Etap 1



Widoki okolic Masca są jedną z największych atrakcji Teneryfy

Masca to zagubiona w górach wioska położona na wysokości 600 m npm, do której dotarliśmy od strony południowej niesamowitą, wąską, krętą drogą. Na całym odcinku podziwialiśmy rozległe widoki na wąwóz Barranco de Masca oraz wybrzeże. Wioska to kilka domów wśród palm zbudowanych na grani wcinającej się w jar. Stąd można zejść wąwozem aż do oceanu, ale trasa jest opisywana jako trudna i nie odważyliśmy się jej pokonać.

Masca
z widokiem na wąwóz Barranco de Masca oraz wybrzeże.
Ponadto zejście wymaga co najmniej 3 godzin, a czas również nas ograniczał.

Widoki na całej trasie warte były opuszczenia kilku pomniejszych atrakcji na wschodnim wybrzeżu. Opinia, że droga, widok na wąwóz, wioskę i wybrzeże są jedną z największych atrakcji Teneryfy nie jest ani trochę przesadzona.


Etap 2 Etap 2 zobaczDalej podążaliśmy północnym wybrzeżem na wschód do La Laguna. zobaczJanek niestrudzenie fotografował i piękno widoków na naszej trasie zostało na trwałe zaklęte w magicznych pikselach.

La Laguna

La Laguna dawniej stolica Wysp Kanaryjskich do dzisiaj ośrodek uniwersytecki powitała nas murami tego właśnie gmachu. zobaczIntuicja zawiodła nas na Plaza del Adelantado - cienisty, zadrzewiony plac z fontanną na środku. Spacerując po mieście dotarliśmy do Katedry (niestety niedostępnej zwiedzaniu bo remontowanej wewnątrz), zobaczwieży La Torre, oraz kilku rezydencji w stylu kanaryjskim.

Plaza del Adelantado
cienisty, zadrzewiony plac w centrum La Laguna.
zobaczNa pięknym dziedzińcu jednej z nich okazało się, że baterie aparatu fotograficznego Lucyny i Janka wyczerpały się od zmasowanego pstrykania widoków. Na szczęście to nie był ich jedyny aparat, więc widoki nie mogły liczyć na litość ;-)

zobaczW drodze do samochodu natknęliśmy się na ślub, którym największe zainteresowanie okazała męska część ekipy. Jak później wyszło na jaw, suknia panny młodej, albo jej wyraźny brak w wielu istotnych miejscach były magnesem przyciągającym naszych fotografów, którzy przy okazji uwiecznili również niezwykły uśmiech pana młodego. zobaczPoczuliśmy potrzebę wzmocnienia się kawą i orzeźwienia zimnymi napojami. Weszliśmy do knajpki o ciekawym chociaż może trochę przypadkowym wystroju i w przytłumionym świetle mogliśmy odetchnąć przed następnym etapem wycieczki.

Góry Anaga


Etap 3 Etap 3Góry Anaga - tam udaliśmy się z La Laguny na rozpoznanie krajobrazów dzikich gór położonych na północnym wschodzie wyspy. Gdy minęliśmy Las Mercedes pogoda załamała się zupełnie i przy ziemi snuły się mgły. Droga przez gęsty las w takiej scenerii wydawała się tajemnicza, chwilami wręcz mistyczna.

Rozległy widok z Mirador del Jardina
w stronę Las Mercedes i widocznej w oddali La Laguna
Wdzięczne hiszpańskie słowo mirador oznacza punkt widokowy, a przed nami były zobacz„Mirador del Jardina”, „Mirador Cruz del Carmen”, „Mirador Pico del Ingles”.

Czy udało nam się coś zobaczyć? Po lesie musiały błądzić dobre wróżki, które czarodziejskimi różdżkami rozganiały mgły. zobaczKażdy kolejny widok odsłaniał nam się pełniej, jaśniej, piękniej, a z El Bailadero odwracając głowę w jedną stronę mogliśmy podziwiać zobaczwybrzeże północne i w druga stronę - zobaczpołudniowe aż po San Andrés i słynną plażę Teresitas, która stąd wyglądała jak żółty paseczek.

Roque de las Animas
północno-wschodni skrawek wyspy.

zobaczZ tego miejsca zjechaliśmy na północne wybrzeże przez zobaczTagananę – najważniejszą miejscowość w górach Anaga i dojechaliśmy do wcinającej się w morze formacji skalnej Roque de las Animas. W pełnym słońcu mogliśmy podziwiać skały, rozbijające się o nie fale, zobaczsurferów z deskami przy brzegu Playa de San Roque.
zobaczSłońce kusiło i pierwsza opalanie zaczęła Lucyna, zobaczpotem Bogdan, wyczerpany do szczętu dźwiganiem ciężkiej skały wyciągnął się na murku, zobaczwreszcie i ja także przysiadłam na falochronie i troszkę się powygrzewałam. zobaczTylko Janek zatrzymywał obiektywem krople wody w locie i zobaczfotografował przelewające się przez skały fale.

Terasitas
Zasłużony relaks na plaży

Z północnego wybrzeża z powrotem wspięliśmy się w górę by zjechać znowu w dół, tym razem na południowe wybrzeże, poprzez zobaczSan Andrés na wspomnianą wcześniej plażę Terasitas z piaskiem z Sahary , którego nawieziono tu aż 100 tys. m3. zobaczTutaj odpoczynek i zobaczfotki z posmakiem tropików na plaży zobaczpod palmami. Zadowoleni z minionych chwil, ale niezadowoleni z upływu czasu wsiedliśmy do naszego pojazdu w stosownym do otoczenia błękitno-turkusowym kolorze.

Santa Cruz de Tenerife
Stolica wyspy i prowincji

Santa Cruz de Tenerife – stolica wyspy i prowincji, ważny port, miasto z 200 tys. mieszkańców nie zrobiło na nas olśniewającego wrażenia, a może zostało ono stłumione przez nadmiar wcześniejszych, spektakularnych widoków.

Auditorio de Teneryfe
jeden z najlepiej rozpoznawalnych budynków stolicy Teneryfy.
Zmęczenie dniem, przeciągające się poszukiwanie miejsca parkingowego sprawiły, że z ciekawością, ale już bez wcześniejszego entuzjazmu powitaliśmy charakterystyczny dla miasta widok sali koncertowej zobaczAuditorio de Teneryfe i spokojnie przemierzyliśmy znane w mieście place.

Najpierw Plaza de la Iglesia z zobaczkościołem Iglesia de Nuestra Senora de la Conception o charakterystycznej dzwonnicy widocznej z wielu punktów miasta.

Kościół Iglesia de Nuestra Senora de la Conception

zobaczZaglądnęliśmy do jego wnętrza kryjącego Krzyż Święty Konkwisty, od którego pochodzi nazwa miasta.
zobaczStrop kościoła został zbudowany z zatopionego u wybrzeży wyspy pirackiego statku.
Spacer uliczkami Santa Cruz
Wędrując wąskimi uliczkami śródmieścia nieco bokiem minęliśmy Plaza de Espana, który w zasadzie jest rondem z pomnikiem poświęconym dyktatorowi generałowi Franco i skierowaliśmy się wprost na zobaczPlaza de la Candelaria przypominający szeroki bulwar. zobaczTutaj przy stoliku na dworze postanowiliśmy wypić kawę i pogapić się na przechodniów, ale wcześniej zaglądnęliśmy na Plaza del Principe de Austrias z surową fasadą Muzeum Sztuk Pięknych i zobaczkościołem Iglesia de San Francisco.

Wiartakowe pola w regionie Abona


Etap 4 Etap 4 Wracając do hotelu mijaliśmy Guimar i Candelarię ze świadomością, że tym razem nie zobaczymy schodkowych piramid w pierwszej miejscowości i posągów Guanczów - pierwotnych mieszkańców wyspy w drugiej z nich. Musieliśmy dokonać wyboru i padł on na zapierające dech w piersiach widoki Masci i gór Anaga. To z pewnością był dobry wybór.

Zachód słońca nad Teneryfą

Po drodze minęliśmy pola współczesnych wiatraków będących jednym z elementów programu ekologicznego zasilania wysp w energię. Wprawdzie głównym źródłem energii są tu elektrownie spalinowe, ale coraz większy nacisk kładzie się na czystą energię.


Na koniec tej wyprawy Teneryfa uśmiechnęła się do nas pięknym zachodem słońca, którego urok nie mógł pozostać nieuwiecznionym dla potomnych.



Wieczorny relaks przy copie sangrii

Syci wrażeń po całym dniu, a po kolacji posileni smacznymi daniami, mogliśmy zasiąść przy stoliku na świeżym powietrzu obok hotelowego baru i zanurzyć się w kolejną przyjemność – muzykę i sangrię z pomarańczami.

zobaczW trakcie całego pobytu na Teneryfie tylko Bogdan wyłamał się z rytuału opróżniania szklanych bombek, wypełnionych tym napojem na rzecz zwykłego piwa. Jak dowiedzieliśmy się od zobaczsympatycznej kelnerki Polki, bombki mieściły kopę sangrii i zdaje się, że ta miara nie miała nic wspólnego z liczbą 60 a bliższa była określeniu „kopę lat”, albo była synonimem kopiastej góry ;-)

zobaczA tak naprawdę, to copa oznacza po hiszpańsku puchar i my raczyliśmy się kielichami sangrii bardzo często.


Swoje uwagi, krytykę lub zachwyty wpisz do Księgi Gości.
(jej przeglądanie na mojej stronie głównej)

<- Dzień drugi Powrót do strony głównej Dzień czwarty ->